Ascetyczne komentarze, szczere surowe wykonanie szlifowane
dźwiękami trąbki, historie o życiu, bez sztucznych filozofii i prostych
skojarzeń. Poezja rasowana głosem, gdzie każdy wers był przeżywany i
dało się odczuć ciężar tych opowieści oraz prawdę w nich zawartą.
Wysłuchałem z przejęciem tych utworów na które liczyłem: Modlitwa,
Piosenka w samą porę, Ta ostatnia niedziela. Wiadomym odczuciem była
krótkotrwałość koncertu, gdzie każda melodia mógła być bisowana
niejednokrotnie. Po około godzinnym występie, część opuściła Chłodną,
część została, żeby dostać autograf, zrobić zdjęcie, zamienić słowo. Ja
byłem w tej trzeciej „roszczeniowej" frakcji. Nie spodziewałem się, ale
udało mi się wymienić słowo o poezji, muzyce, szacunku dla autentyzmu,
kaskaderach literatury, Wojaczku, pojawił się nawet Ratoń. Pożegnaliśmy
się pozdrowieniami, życzeniami zdrowia i szczęśliwej podróży.
(Maciej Włodarczyk)
Koncert w Kostrzynie nad Odrą potwierdził, że jest Artystą z
najwyższej półki. Bo tylko tacy potrafią wywołać dreszcze na ciele
słuchaczy. Charyzmatyczny, szczery do bólu, podekscytowany, a
jednocześnie skupiony na tym co robi, wsłuchany w towarzyszących mu
muzyków. Taki Dyjak może zapełnić największe sale koncertowe w tym kraju
i tak się pewnie niebawem stanie, choć najlepiej spotkać go w małym
klubie, tak na wyciągnięcie ręki...
(Zdzisław Garczarek)
Na koncert Marka Dyjaka, wielu fanów dobrej muzyki czekało z
dużymi nadziejami. Czekało na koncert, ale i na samego artystę. Aby go
zobaczyć, spojrzeć w oczy, zobaczyć i rozpoznać emocje na jego twarzy
gdy śpiewa... To człowiek jak każdy z nas. Z przeszłością, z problemami,
a jednocześnie jak mało kto uzdolniony. Nie boi się być sobą, kocha
muzykę i mógłby wykonywać ją za darmo lub grając za piwo... Artysta
przez wielkie A. Według Elżbiety Zapendowskiej jeden z najlepszych
głosów w kraju, o ile nie najlepszy. Był brany pod uwagę jako odtwórca
roli Quasimodo w polskiej wersji Notre Damme de Paris. W pierwotnej
francuskiej wersji role ten brawurowo zagrał Garou. Do sfinalizowania
musicalu nie doszło, gdyż Pan Marek nie chciał poddać się ...
abstynencji alkoholowej. Do tej pory nie znaleziono równie idealnie
pasującego artysty do tego wykonania. To człowiek, który już raz umarł.
Dosłownie. Po udano/nieudanej probie samobójczej, stwierdzono zgon.
Uratował go bąbelek powietrza, który dotleniał jego mózg. W "Rockerze"
także doceniono twórczość Dyjaka. Można było zauważyć że przybyli to
ludzie wrażliwi, którzy przyszli coś przeżyć, poczuć jakieś emocje,
doznać refleksji. I z pewnością nikt się nie zawiódł. Sama osobowość
tego artysty jest tak charyzmatyczna, że nie istnieje nic obok. Człowiek
zaczyna czuć się jak po godzinnej medytacji, wychodzi oczyszczony z
własnych problemów, być może z gotowymi rozwiązaniami. Może piosenki
pana Dyjaka uczą jak żyć? A nawet jeśli komuś nie pasuje taka
"wyśpiewana" wizja świata, to i tak warto posłuchać człowieka z różnego
rodzaju doświadczeniami życiowymi. Poruszają w jego wykonaniu nie tylko
słowa, interpretacja, ale nawet każde drganie strun. Wykonał swoje
najpiękniejsze piosenki. Zresztą innych prawdopodobnie nie posiada.... (Kasai)
Źródło: http://www.ochteatr.com.pl