Państewko na linie
Opis spektaklu
Geniusz Wojciecha Młynarskiego jest zjawiskiem nieprzyjemnym. Jego teksty satyryczne, powstałe nawet 30 lat temu nie tylko nie wietrzeją - a powinny, bo pisane były na fatalny układ PRL-em zwany - ale zyskują nowy blask nie tracąc nic ze swych pierwotnych znaczeń. Dla autora to może być powód do dumy, albowiem zawsze ponadczasowość materii tak ulotnej jak słowo zasługuje na uznanie.
Dla obywatela, który w zmianie ustroju tęsknie wypatrywał symptomów zmiany nie tylko swego życia, ale odmiany jakości sprawowania władzy - fakt nieprzemijającej wartości satyrycznych tekstów Młynarskiego nie jest już tak radosną konstatacją. Nie ma się z czego cieszyć. Okazuje się, że ludzkie niedoskonałości, które mylnie zwykliśmy przypisywać postaciom minionej epoki są nadal nieodłączną cechą małych, ogarniętych chęcią władzy jednostek. Na szczęście wiara w dobrą, mądrą, kierującą się tylko interesem społecznym władzę, za którą nikt nie będzie się wstydził - nie zanika nigdy. Naiwność obywateli jest bowiem równie wielka, jak ich nadzieja…
Wojciech Młynarski, zmożony chorobą lekko przycichł. Jak każdy kulturalny człowiek, wobec rozmaitych przejawów wszechobecnego chamstwa staje bezradny i bezbronny. Jego podstawowy oręż – intelekt i subtelne poczucie humoru - przechodzi ciężką próbę czasu.
Z pewnością Mistrz wyjdzie z niej zwycięsko, ale cena tej konfrontacji jest - jak na razie - zastanawiająco wysoka.
Jakkolwiek dalej potoczą się losy kraju - pamiętajmy, że Wojciech Młynarski jest i będzie naszym dobrem narodowym, naszym wielkim bogactwem naturalnym. Wyobraźmy sobie przez chwilę, kim bylibyśmy bez Niego, bez Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory i Jonasza Kofty…?
Z tej Wielkiej Czwórki został tylko Wojtek. Jeszcze nam wiele pięknych, mądrych i dowcipnych rzeczy napisze. A na razie posłuchajcie, jak – nie pisząc – pięknie opisuje bieżąca rzeczywistość.