Zmierzch długiego dnia Autor sztuki: Eugene O`Neill
Opis spektaklu
Jeden sierpniowy dzień 1912 roku. Od godziny około 8:30 aż do północy. Mieszczący się nad morzem w stanie Connecticut dom rodziny Tyronów zamieszkują cztery osoby - to równie wyraziści bohaterowie dramatu. Wszyscy zmagają się z jakimś nałogiem: kobieta jest uzależniona od morfiny, zaś trzech mężczyzn od alkoholu. Bohaterowie wzajemnie się oskarżają, odrzucają i użalają się nad sobą. Atmosfera między nimi tężeje i przybiera formę narastającego konfliktu, przerywanego czasami nie zawsze szczerymi próbami okazania miłości, współczucia i wzajemnego się pocieszania. Relację pomiędzy postaciami są skomplikowane i gęste, frapujące i przez to także fascynujące. To właśnie wielowymiarowość psychologiczna oraz subtelny, choć chwilami bezceremonialny sposób ukazania wewnętrznego świata czterech mieszkańców jednego domu uczynił z tego tekstu pozycję absolutnie klasyczną w kanonie współczesnego dramatu amerykańskiego.
"Zmierzch długiego dnia" to na pewno najsłynniejszy utwór Eugene'a O'Neilla, uważany też powszechnie za jego arcydzieło. W roku 1957 O'Neill pośmiertnie otrzymał za tę sztukę Nagrodę Pulitzera w dziedzinie dramaturgii.
Obsada i twórcy spektaklu
Bilety na spektakl
Kiedy i gdzie grają
Zdjęcia ze spektaklu
Recenzje, wiadomości
Komentarze i opinie
-
Zmierzch długiego dnia [0]Grażyna
2013-08-18 17:56:20Sztuka jest niezwykła, poruszająca i niestety, trochę "dołująca". Ale nie to jest przedmiotem moich uwag. Pierwsza sprawa, to niedostosowanie widowni dla osób niesprawnych ruchowo. Bardzo wysokie stopnie bez jakiegokolwiek zabezpieczenia schodów barierkami. Nie można też podtrzymać się oparcia krzeseł, gdyż są bardzo niskie. Druga sprawa, też ważna, to prawdopodobny zanik akustyki sali podczas spektaklu w dniu wczorajszym, tj. 17 sierpnia br. Mniej więcej połowa tekstów była szeptana i nie był to słyszalny szept sceniczny, tylko jakieś nieartykułowane, bliżej nieokreślone pomruki - czasami jednak z bardzo nagłośnionymi wrzaskami, wynikającymi z akcji sztuki.Myślę więc, a ze mną 3 osoby towarzyszące, że to chyba jakaś awaria systemu nagłaśniającego, której aktorzy nie zauważyli i nie mogli skorygować swoich głosów. Trzecia sprawa, to szczere uznanie całej naszej "czwórki" dla Pana Machalicy, który był najbardziej wiarygodny z całej , dobrej zresztą obsady.