Warszawa - Grabiny 6:12 Autor sztuki: na podstawie "Bociana i Loli" Mirosława Nahacza
Opis spektaklu
„Wejdź na bocianie gniazdo i złap kurs na wielkie miasto”.
„Warszawa-Grabiny 6:12” na podstawie powieści „Bocian i Lola” Mirosława Nahacza to narkotyczna podróż przez Warszawę. Podróż zarówno w przestrzeni miejskiej, jak i w jej czasie. To fragmentaryczna i psychodeliczna wędrówka Bohatera - alter ego zmarłego tragicznie autora z grupą przyjaciół, emigrantów z odległej wsi, którzy z różnych względów próbują żyć w wielkim mieście.
”A jak Ci się nie podoba to wracaj do swojej obory wieśniaku”.
Żyją w mieście, które jest ziemią obiecaną, rajem i piekłem zarazem, miejscem, gdzie doświadcza się intensywnego i gorącego życia, ale które może stać się również przestrzenią samotności i wyobcowania, miastem, które sporo obiecuje, ale wymaga twardej skóry. Żyją
w Warszawie, „tym Radomiu Europy”, w „schizolskim kalejdoskopie”, gdzie miesza się fascynująca dynamiczna teraźniejszość z tragiczną historią, gdzie każdy jest emigrantem.
„Przecież tu nikt nie jest stąd. Gdzie nie spojrzysz same kundle. Wszyscy są podrabiani. Udają. A najbardziej ci, którzy się boją”.
Przez miasto, jego nocne kluby, dworce, stadion, Powstanie Warszawskie prowadzi bohaterów Bocian - warszawski diler, dj, mistrz ceremonii.
„On coś ma, a oni chcą to mieć”.
Bocian odsłania przed bohaterami uroki miasta, kusi i zdradza. Zadaje miejską grę – kto przegra odpada na zawsze.
Sublimacja, transformacja, nacja warszawska. Regeneracja, Nowy Wspaniały Świat, Powiększenie, potem Zakąski Przekąski po angielsku i piątka z barmanem, twarz
z przewodników. Pod mostem piknik, kino, stare filmy. Wspólny stół w Charllotte, taka Karma. Ścieżka kabli z laptopów, kawiarniany szum. Rozjazd i się gubisz. Nie przystajesz, nie ten dress- kod. Zapłać za ten krok w kolanach i szmaciany blask, popiołem z powstania zarzygana najnowsza kolekcja Roberta Kupisza. Gdzie i jak, z kim i co, o której. Ścisnąć dłoń spoconą temu co trzeba. Uśmiech, grymas warszawski spod maski najnowszego, ale starego modelu saaba. W nocy ognisko po prawej stronie Wisły i szlakiem Snu Pszczoły i w Oparach Absurdu jesteś stąd.
Mam inaczej niż ty swoje miasto a w nim białą łąkę i zjazd za dwie stówy gram. Zaciągnij się Warszawą. Przez nos, czy pod powiekę i dym z ust do ust w rytmie Silent Disco. Nie ma Ochoty i Woli, nikt cię nie trzyma, przebite opony mówią bez powietrza, dusisz się tu. Zawracaj. Jeśli nie przystajesz. Ja zostaję. Jestem stąd. I pukają do mnie ze szklanych swoich biur, gdzie szeleszczą nie brzęczą i proszą o coś na wzmocnienie, na lepszy dzień i seks, na obraz bez szarego. Jeszcze jeden dzień i jedna noc bez spania. I wszystkie dziewczyny w stylu vintage, na swoich miejskich rowerach, w kolorowych sukienkach i włosami w nieładzie niby prosto z łóżka. Nie mówię im nie. Instynktownie. A są tacy co rzygają z niepokoju. Nie ja.